Kolejne skaleczenie. Szybko podbiegłam do starego kranu, odkręciłam kurek i gdy z rury poleciała niezbyt czysta woda podłożyłam pod strumień zraniony palec. Cóż, lepsze to niż nic.
W dystrykcie który zamieszkuję najważniejszą rzeczą jest umiejętność szycia, a ja tej umiejętności nie posiadam. Nie wiem jak będzie wyglądać moje życie, kiedy zostanę sama na świecie. Bez pracy pewnie umrę z głodu i chłodu, bo nie będzie mnie na nic stać.
Zaśmiałam się cicho, zamknęłam wodę i podeszłam do lustra, które wisiało po drugiej stronie kuchni.
Zostanę sama, bo żaden facet nie zechce nudnej, szarej dziewczyny, zostanę sama, bo rodzice na pewno kiedyś odejdą na tamten świat, zostanę sama, bo wszystkich odpycham i niedługo odepchnę też moją najlepszą przyjaciółkę Ann...
O nie. Znowu to robię. Znowu się nad sobą użalam.
Wzdrygnęłam się gwałtownie i ruszyłam do drzwi, aby wydostać się z ciasnego domu.
Zewsząd uderzył mnie huk i zgiełk. Ludzie krzątali się po ulicach przygotowując dystrykt ósmy do siedemdziesiątych dożynek.
Już tłumaczę. Otóż podczas tych dożynek losuje się dwójkę nastolatków od dwunastego do osiemnastego roku życia i wysyła na śmiercionośną walkę. W każdym dystrykcie tak jest. A dystryktów jest dwanaście. Dwadzieścia cztery osoby zamknięte na jednej arenie z czego dwadzieścia trzy zakończą swój żywot. Cały ten "cudowny" obrzęd nazywamy "Głodowymi Igrzyskami". Dzieje się tak na pamiątkę jakiegoś głupiego powstania przeciwko stolicy całego naszego kraju, Kapitolowi.
Nienawidzę Kapitolu. Nienawidzę całego państwa Panem.
Rozejrzałam się nieobecnie po ulicy rozmyślając o tym, gdzie mogłabym się ukryć przed tym hałasem.
-Parks! - usłyszałam i od razu rozpoznałam głos wypowiadający moje nazwisko.
-Lee! - odwróciłam się do miejsca skąd słyszałam przyjaciółkę uśmiechnęłam się na jej widok. Dziewczyna wzięła mnie w ramiona przysłaniając mi oczy swoimi długimi ciemnymi włosami idealnie komponującym się z opaloną cerą.
Poczułam wilgoć na ramieniu i od razu uśmiech zszedł z mojej twarzy.
-Ann co się dzieje? - zapytałam odsuwając dziewczynę od siebie i spoglądając prosto w jej czekoladowe oczy.
-Mells uciekaj stąd, uciekaj słyszysz? - szlochała. Ścisnęło mi się serce. Z bólu. Nienawidzę, kiedy w mojej obecności ktoś się smuci. Muszę go w tedy pocieszać...cóż w tym też nie jestem najlepsza.
-Ann o co ci do cholery chodzi? - spytałam bez ogródek.
Ktoś mógłby sobie o mnie pomyśleć, że jestem niemiła dla przyjaciółki, osoby niezwykle ważnej w moim życiu. To nie tak. Chociaż bym chciała nie umiałabym rozweselić Ann.
-W-wylosują c-cię - szepnęła.
To jakiś żart.
-Żartujesz, prawda? - wypowiedziałam te słowa i zaczęłam cofać się do tyłu.
-Mellody, dobrze wiesz, że nie.
Chciała pobiec za mną, ale ostrzegłam ją spojrzeniem pełnym nienawiści. Nie wiem do kogo było adresowane. Do Ann, czy do całej tej "zabawy" nazywanej "Głodowymi Igrzyskami".
Wiedziałam, że Lee nie kłamie. Nie wiem co jej dolega, czy to choroba, może dar, ale odkąd pamiętam umiała przewidzieć co wydarzy się w przyszłości.
Na przykład dwa lata temu, wtedy, kiedy mój ojciec miał wypadek. Jakiś gość mało nie przejechał go pod własnym sklepem z odzieżą! I tym kolosem był nie kto inny jak strażnik pokoju.
-Mellody! Ann przyszła - oznajmiła moja mama z uśmiechem. Zachichotałam. Mama czasami lubi mówić rzeczy, które są pewne. Słyszałam przecież trzaśnięcie drzwi wejściowych i głos przyjaciółki.
-Hej! - Lee skoczyła na mnie w geście powitania. - Tęskniłam!
-Ja też - powiedziałam.- A widziałyśmy się zaledwie wczoraj.
Dziewczyna odsunęła się i popatrzyła mi w oczy. Otworzyła usta najprawdopodobniej chcąc mi coś powiedzieć i zastygła w bezruchu. Nie ruszała się przez długą chwilę.
-Ann! - krzyknęłam przerażona machając ręką przed jej oczami.-Ann!
To nie był pierwszy raz, kiedy Lee dostała wizji.
To był pierwszy raz, kiedy dostała wizji przy mnie.
-Mellody! - pisnęła, a jej oczy zaszły mgłą.
-Co się stało? - natychmiast wzięłam brunetkę w ramiona.
-Nic...nic. Gdzie jest twój tata? - zapytała gorączkowo machając rękami na wszystkie strony.
-W sklepie - odparłam.- Co się stało? Powiedz - wlepiłam w przyjaciółkę swoje spojrzenie.
-Mówię, że nic. Zrobisz coś dla mnie?
Kłamała. Wiedziałam to. Jej oczy kłamały. Mama zawsze powtarzała, że spojrzenia mówią wszystko. A moja mama nigdy się nie myli.
-Zrobię jak mi powiesz - usiadłam na podłodze i poklepałam miejsce obok siebie. Dziewczyna posłusznie usiadła na nim.
Mój pokój nie był jakiś specjalnie wyszukany. Był mały, wchodziło się do niego od kuchni, a znajdował się obok sypialni rodziców.
Mieściło się w nim praktycznie tylko łóżko, biurko i jakaś malutka szafka na ubrania, książki...
Nie byliśmy bogaci. Biedni też nie. Byliśmy tacy pomiędzy. Oczywiście w dystrykcie ósmym.
-Więc... - zaczęła Ann.
-Więc... - powtórzyłam, kiedy przez jakiś czas milczała.
-Nie będziesz się śmiać, ani nic z tych rzeczy? - popatrzyła na mnie z nadzieją.
-Oczywiście - parsknęłam. Nie mogłam uwierzyć, że była wobec mnie taka nieufna.
-Co jakiś czas miewam takie dziwne widzenia i sny. Wszystko co widzę zawsze się zdarza. Mama mówiła, że babcia też tak miała. Przewidziała nawet własną śmierć, ale nie umiała zmienić biegu wydarzeń, żeby jej uniknąć. Jest możliwość, że jeśli rozwinę swoje zdolności będę potrafiła to czego jej się nie udało - mówiła. - Nie chcę cię straszyć, ani nic, ale widziałam jak twój tata miał wypadek. Strażnik pokoju mało co nie przejechał do pod własnym sklepem.
Przyjaciółka patrzyła na mnie w wyczekiwaniu na moją reakcję. Czy chciało mi się śmiać? Tak! To wszystko było dla mnie jakoś dziwnie nieprawdopodobne. Czy jej uwierzyłam? Nie miała powodu, by mnie okłamywać, ale... nie potrafiłam jej uwierzyć. Miałam wrażenie, że to jakiś głupi żart.
-Wierzysz mi? - zapytała cicho. Nic nie powiedziałam. Nie mogłam jej powiedzieć, że ta cała historia wydaje mi się wyssana z palca.
-Chodź, bo będzie za późno - mruknęła nagle. Posłusznie wstałam i podążyłam za nią nie wiedząc o co może jej chodzić. Zdziwiło mnie to, że szłyśmy drogą, którą idzie się do sklepu taty i zdziwiło mnie to, kiedy zobaczyłam jak strażnik pokoju swoim dziwnym karawanem bez koni potrąca tatę.
Na początku myślałam, że Ann przez przypadek przewidziała to zdarzenie. Lecz, kiedy przewidziała wiele innych rzeczy, takich jak to kogo wybiorą na igrzyska, kto je wygra, że mój tata dostanie awans, czy to, że mama będąc w ciąży poroni podczas porodu nie miałam wątpliwości, że jest jakoś dziwacznie uzdolniona. Dosłownie, dziwacznie.
Idąc ulicami ósmego dystryktu próbowałam sobie wmówić, że Lee się pomyliła, że ta wizja nie może się spełnić.
Z takim przekonaniem wróciłam do domu.
Zdziwiło mnie to, że na łóżku w moim pokoju zastałam sukienkę, którą wcześniej próbowałam nieudolnie zszyć. Naprawioną. Najprawdopodobniej mama to zrobiła.
Od niespełna roku, kiedy poroniła i straciła dziecko, a ja straciłam braciszka nie wychodziła z pokoju. Olała pracę, mnie i tatę... Obwiniała siebie za śmierć niewiniątka, chociaż lekarz powtarzał jej, że dziecko urodziło się z wadą serca. Dlatego jeszcze bardziej zszokowało mnie, kiedy niespodziewanie zawitała w moim pokoju.
-Mellody? Na co czekasz! Szybko się ubieraj! Nie ma czasu - ponagliła mnie i już chciała wychodzić, kiedy podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Nie mogłam pozwolić jej odejść. Nie widziałam jej od dawna. Nie chciała nikogo widzieć.
Kiedy się odsunęłam zauważyłam, że jej oczy zaszły mgłą. Szybko odwróciła się i wyszła.
Umyłam się i ubrałam sukienkę. Na nic więcej nie starczyło mi czasu. Mama i tata już dawno wyszli. Z trudem udało mi się zwiać przed strażnikami pokoju, którzy chodzili po domach i sprawdzali czy wszyscy udali się na dożynki. W przypadku, gdy ktoś się nie stawiał, albo go zabijali, albo siłą zaciągali na uroczystość.
Stanęłam w kolejce do spisu. O ile kolejką można nazwać trzy osoby.
Kiedy przyszła kolej na mnie jakaś kobieta w średnim wieku na kuła mi palec i gdy krew wypłynęła odbiła go na kartce pod moim imieniem i nazwiskiem.
Udałam się do mojej grupy wiekowej.
-No proszę, proszę! Raczyłaś wreszcie dołączyć!
Ten głos. I kpiący uśmieszek. Ethan.
Nienawidzę go. Zniszczył moje poczucie własnej wartości.
-Pewnie długo się przygotowywałaś żeby wyglądać ładnie, ale ci to nie wyszło myszko - zaśmiał się. Zniszczył moje poczucie własnej wartości właśnie takimi tekstami. Nie odezwałam się do niego. Zawsze jak nie wiem co powiedzieć, to po prostu milczę.
-Witam na corocznych dożynkach! - mówi rozochocona czerwonowłosa kobieta stojąca na wielkiej, wykonanej z najdroższych materiałów scenie. - Mam na imię Ettinee i będę prowadzić dożynki w dystrykcie ósmym! - oznajmia radośnie. - Zanim przystąpimy do losowania obejrzyjmy krótki film o powstaniu Igrzysk!
I zaczęło się. Jak co roku.
"Siedemdziesiąt lat temu, trzynaście dystryktów podniosło rękę na kraj, który ich karmił..."
Wyłączyłam się po pierwszym zdaniu. Znałam cały ten głupi film na pamięć. Zajęłam się szukaniem w tłumie Ann. Odnalazłam ją. Ona też na mnie patrzyła. W jej wzroku czaiło się przerażenie i smutek. Chciałam jej powiedzieć, że się myliła, że to wszystko to zły sen. Postarałam się, aby w moim spojrzeniu mogła dostrzec pewność i wsparcie. Pokręciła tylko głową i zauważyłam jak po jej policzku spływa samotna łza.
-O! Cudowne! - Z transu wyrywał mnie pisk Ettinee i wymuszone brawa.-Rozpoczynamy losowanie! Nareszcie! Panie mają pierwszeństwo - z gracją podeszła do wielkiej przezroczystej kuli i zanurzyła w niej swoją wypielęgnowaną dłoń. Wyciągnęła biały świstek papieru i rozłożyła go z największą czcią.
- Yhm - odchrząknęła. -Tegoroczną trybutką zostaje... Mellody Parks!
Nawet ten byłby później, gdyby nie to, że jestem chora.
Dzisiaj jest późno, dlatego nie mam siły poprawiać błędów, zrobię to jutro rano. Dobranoc <33
Kocham :*
Z takim przekonaniem wróciłam do domu.
Zdziwiło mnie to, że na łóżku w moim pokoju zastałam sukienkę, którą wcześniej próbowałam nieudolnie zszyć. Naprawioną. Najprawdopodobniej mama to zrobiła.
Od niespełna roku, kiedy poroniła i straciła dziecko, a ja straciłam braciszka nie wychodziła z pokoju. Olała pracę, mnie i tatę... Obwiniała siebie za śmierć niewiniątka, chociaż lekarz powtarzał jej, że dziecko urodziło się z wadą serca. Dlatego jeszcze bardziej zszokowało mnie, kiedy niespodziewanie zawitała w moim pokoju.
-Mellody? Na co czekasz! Szybko się ubieraj! Nie ma czasu - ponagliła mnie i już chciała wychodzić, kiedy podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. Nie mogłam pozwolić jej odejść. Nie widziałam jej od dawna. Nie chciała nikogo widzieć.
Kiedy się odsunęłam zauważyłam, że jej oczy zaszły mgłą. Szybko odwróciła się i wyszła.
Umyłam się i ubrałam sukienkę. Na nic więcej nie starczyło mi czasu. Mama i tata już dawno wyszli. Z trudem udało mi się zwiać przed strażnikami pokoju, którzy chodzili po domach i sprawdzali czy wszyscy udali się na dożynki. W przypadku, gdy ktoś się nie stawiał, albo go zabijali, albo siłą zaciągali na uroczystość.
Stanęłam w kolejce do spisu. O ile kolejką można nazwać trzy osoby.
Kiedy przyszła kolej na mnie jakaś kobieta w średnim wieku na kuła mi palec i gdy krew wypłynęła odbiła go na kartce pod moim imieniem i nazwiskiem.
Udałam się do mojej grupy wiekowej.
-No proszę, proszę! Raczyłaś wreszcie dołączyć!
Ten głos. I kpiący uśmieszek. Ethan.
Nienawidzę go. Zniszczył moje poczucie własnej wartości.
-Pewnie długo się przygotowywałaś żeby wyglądać ładnie, ale ci to nie wyszło myszko - zaśmiał się. Zniszczył moje poczucie własnej wartości właśnie takimi tekstami. Nie odezwałam się do niego. Zawsze jak nie wiem co powiedzieć, to po prostu milczę.
-Witam na corocznych dożynkach! - mówi rozochocona czerwonowłosa kobieta stojąca na wielkiej, wykonanej z najdroższych materiałów scenie. - Mam na imię Ettinee i będę prowadzić dożynki w dystrykcie ósmym! - oznajmia radośnie. - Zanim przystąpimy do losowania obejrzyjmy krótki film o powstaniu Igrzysk!
I zaczęło się. Jak co roku.
"Siedemdziesiąt lat temu, trzynaście dystryktów podniosło rękę na kraj, który ich karmił..."
Wyłączyłam się po pierwszym zdaniu. Znałam cały ten głupi film na pamięć. Zajęłam się szukaniem w tłumie Ann. Odnalazłam ją. Ona też na mnie patrzyła. W jej wzroku czaiło się przerażenie i smutek. Chciałam jej powiedzieć, że się myliła, że to wszystko to zły sen. Postarałam się, aby w moim spojrzeniu mogła dostrzec pewność i wsparcie. Pokręciła tylko głową i zauważyłam jak po jej policzku spływa samotna łza.
-O! Cudowne! - Z transu wyrywał mnie pisk Ettinee i wymuszone brawa.-Rozpoczynamy losowanie! Nareszcie! Panie mają pierwszeństwo - z gracją podeszła do wielkiej przezroczystej kuli i zanurzyła w niej swoją wypielęgnowaną dłoń. Wyciągnęła biały świstek papieru i rozłożyła go z największą czcią.
- Yhm - odchrząknęła. -Tegoroczną trybutką zostaje... Mellody Parks!
Od Autorki:
PRZEPRASZAM WAS NAJMILSI ZA OPÓŹNIENIA! :<< Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest!
Nie będę zwalać na te wszystkie zdawki na koniec półrocza, tylko na swoje własne lenistwo. Jakbym chciała to jasne, że bym znalazła trochę czasu. Postaram się, żeby nowy rozdział pojawił się szybciej.Nawet ten byłby później, gdyby nie to, że jestem chora.
Dzisiaj jest późno, dlatego nie mam siły poprawiać błędów, zrobię to jutro rano. Dobranoc <33
Kocham :*
Ja chcę moc Ann, uwielbiam takie sytuacje XD świetny rozdział, czekam na next ;3
OdpowiedzUsuńgdzieś tam głęboko w duszy miałam jednak nadzieję, że Ann się myli... ale bez tego nie byłoby tego opowiadania, czyż nie? :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam sedecznie!
xdemonicole
Już mi się podoba ha! Mój najukochańszy dystrykt *0*. Coś mi się wydaje że Ethan będzie drugim trybutem hm... :3 Oh myszko miejmy nadzieję :D Pozdr czekam na cdn (~ -.-)~
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że wreszcie coś dodałaś! Nie zawiodłam się. Myślałam, że to będzie całkowite ściągniecie książki. Jednakże podrasowałaś tę historię. Jestem ciekawa tego wszystkiego i tak bardzo chce już pobyt na arenie. Boże kocham Igrzyska Śmierci. Widzisz jak to wszystko na mnie zaczęło działać. Hhaha boże nigdy taka nie jestem.
OdpowiedzUsuńDobrze wszystko zapisane. Gratuluję! I wstąp do mnie proszę ;)
¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/ - tu jest nowy rozdział
Hej :)))) No cóż, to dopiero początek, a już mi się podoba i to bardzo! Masz talent, to jeden z lepszych blogów o Igrzyskach, jakie czytałam! Czekam z zapartym tchem na ciąg dalszy! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :D
http://powrot-do-narnii-kaspian.blogspot.com/
http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/
S U P E R !!! <3
OdpowiedzUsuńSUPER <3 !!!! bardzo mu się podoba co prawda to początek, ale strasznie jestem ciekawa tej historii szablon równiej jest niesamowity :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :D
O...To było, brak mi słów. Całkiem mnie wcięło w krzesło i muszę się postarać, by jakoś poskładać rozumne zdania.:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, cieszę się, że trochę odbiegasz od fabuły, jaka była przedstawiona w oryginale. dodajesz coś od siebie i to jest moim zdaniem niesamowite:)
Postać Ann mnie ogromnie zaintrygowała. Jest taka postacią, że czytelnik nie wie, co dalej z nią będzie...
Co do Mel, to jej współczuję. I tutaj wracamy do Ann, czy ona przewidzi, co się stanie z jej przyjaciółką? Czy jej to powie? No ja raczej bym nie chciała wiedzieć, że umrę, dajmy na to, w połowie Igrzysk. Wolałabym żyć w błogiej nieświadomości...
Czekam na kolejny rozdział z wypiekami zniecierpliwienia:)
Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych!
[moj-romeo.blogspot.com]